... do kręgu polarnego. Trzy stopnie szerokości geograficznej oczywiście. Dokładnie 180 mil, czyli jakieś 48 godzin dobrej żeglugi. Od początku było wiadomo, że rejs kończymy w Trondheim i nie przekroczymy Koła Podbiegunowego, ale już drugiego dnia miałem niedosyt. Niedosyt, który wczoraj potwierdził się w 100%. Nie chciałem wracać. Nie dlatego, że koniec urlopu, że muszę wracać do szarej codzienności, że znowu każdy dzień będzie taki sam. Nie, nie chciałem wracać bo trafiłem do domu. W połowie rejsu wysłałem paru znajomym sms'a: "Jestem pozamiatany. Wszystkie drogi prowadzą na Północ." Mogę śmiało powiedzieć, że wpadłem z kretesem. Weźcie sobie wszystkie wyspy Polinezji, wszystkie atole i inne rafy koralowe. Weźcie sobie palmy, małpy i gorące morza karaibskie. Daję je wam bez żalu. Moje miejsce jest na Północy. I zdaję sobie sprawę, że nie potrafię tego opisać. Nie da się tego zrobić w pośpiesznej formie bloga. To wymaga czasu i skupienia, a i tak marne są szanse, że potrafię napisać co się we mnie działo. Trafiłem do miejsc, w których mógłbym spędzić resztę życia. I nie mam na myśli pracy, domu i takich tam. Mam na myśli spędzanie reszty życia na siedzeniu na jednym kamieniu i PATRZENIU. Nie byłoby to nudne życie, zapewniam was.
No comments:
Post a Comment
Kochani!!! Podpisujcie się chociaż imieniem!
Niech wiem, kto do mnie pisze!
Bo włączę opcję z koniecznością rejestracji...