Sunday, June 26, 2011

Biskaje

Zaraz wsiadamy do samochodu i jedziemy na lotnisko. Szczerze powiem, że nie ma we mnie nawet części tej ekscytacji jaka była przed Norwegią. Najchętniej to wróciłby tam z powrotem, zamiast włóczyć się po jakiś Hiszpaniach. Naprawdę jestem pozamiatany :)) Północ - to jest mój kierunek :))


A żeby nie było za normalnie to poprzednia załoga nie zdążyła do portu wymiany. Miała być nią La Coruna. Udało im się dopłynąć tylko do Porto w Portugalii. Biorąc pod uwagę, że startowali dwa tygodnie temu z Lizbony to kawał drogi upłynęli, nie?! Sytuacja na ten moment wygląda tak: Krzysiek z Markiem już są na Skoczku. Ruszają jak tylko będą gotowi i płyną w kierunku Vigo. My lądujemy w Santiago de Compostela wieczorem i zostajemy na noc w hotelu. Rano dowiemy się gdzie jest jacht, ale wydaje mi się, że do wieczora powinni dopłynąć do Vigo. Najprawdopodobniej tam właśnie pojedziemy wieczorem pociągiem. Jeśli pogoda ich zatrzyma to zostajemy na kolejną noc w Santiago. Piąty członek załogi, Leszek W. ląduje dzisiaj po południu w La Corunie i zdecyduje co robić, jak dodzwoni się do chłopaków na jachcie. Biorąc pod uwagę, że cały czas będą jechali pod wiatr to najprawdopodobniej zostanie na noc w La Corunie.  Wygląd na to, że cała załoga zbierze się w Vigo w poniedziałek wieczorem.


Do tego prognozy są  - oględnie mówiąc - wredne. Planowałem, żebyśmy popłynęli wzdłuż Hiszpańskiego wybrzeża, w głąb Zatoki Biskajskiej. A tu ma wiać ze wschodu przez cały tydzień. Nie zostaje nic innego jak popłynąć w morze i przeskoczyć w okolice Briestu. A to oznacza cały tydzień w morzu, z wyjątkiem jednego postoju w La Corunie. Szczerze mówiąc wolałbym się powłóczyć po portach zamiast nabijać godziny w morzu. Ale to cały urok żeglarstwa.


Tak czy owak - do zobaczenia za dwa tygodnie.

Monday, June 20, 2011

O losie....

Kiedy wracaliśmy z Norwegii planowałem, że do rejsu na Biskajach postawię Saoirse na wodzie. Miałem 4 weekendy, planowałem wziąć 4 dodatkowe wolne dni. Wychodziło mi z tej matematyki, że dam radę a stało się tak, że przez cały miesiąc nie byłem w Portsmouth ani razu. Cztery dni wolnego spędziłem chorując a wszystkie 4 weekendy lało.

Zauważyłem ostatnio, że moje podejście do prac na jachcie zaczyna się zmieniać z "chcę" na "muszę". Przestaje mi to sprawiać nawet odrobinę przyjemności. Mam nadzieję, że jeśli czytają mnie osoby, które chcą kiedyś kupić jacht to wyciągną z tego pisania odpowiednie wnioski.

Monday, June 6, 2011

Poprawiacz humoru

Zanim przejdę do sedna postu - mała dygresja. Tak oto myśl mnie dzisiaj naszła w trakcie pracy. Otóż tak często bywa, że ci zawistni, często zakompleksieni i najczęściej rozpaczliwie biedni ludkowie jak zobaczą faceta w średnim wieku, w ekstra samochodzie lub na błyszczącym, ciężkim motocyklu, to zaraz marudzą pod nosem coś o przedłużaczach męskości i innych takich. Otóż jak tacy czytają tego bloga, to chcę im powiedzieć, że jazda ciężarówką to jest dopiero męska zabawa :))) Pożałowałem dzisiaj, że ciężarówki nie można dosiąść tak, jak dosiada się motocykl. To byłby dopiero czad!!! Pewnie dlatego duża część kierowców ciężarówek to takie spokojne i wyciszone misie.

A najlepsze jest to, że jak już ci zawistni wzbogacą się trochę, to natychmiast kupują sobie brykę gdzie pod maską siedzi minimum V6 i przynajmniej 200 koni. Wiem co mówię, znam to z autopsji :))))

A teraz do meritum. Dawno nie grałem tu po polsku. To gram.

Chciałem po prostu wstawić Budkę Suflera a znalazłem klip z lotniska w Nowym Targu. Lotniska na którym i ja skakałem. Znam niektórych ludzi na tym klipie :)))



I jeszcze raz po polsku

Friday, June 3, 2011