Friday, September 9, 2011

Garść refleksji.

W ostatnim poście pisałem o żałosnym sterniku. Obiecałem też, że ten post będzie o zaniku dobrej praktyki morskiej. To będzie, a co! Problem jest w tym, że co się przymierzę do pisania to mi traktat filozoficzny wychodzi. Za dużo tego jak na jeden post. Chyba trzeba to będzie rozrzucić na kilka, więc możecie się spodziewać marudzenia przez kilka kolejnych postów.

Ale teraz będzie o marnych skiperach. A właściwie to nie o marnych skiperach ale o tym, jak moje ego poszybowało w przestworza. Wspomniałem w poprzednim poście, że podszedłem na żaglach do pomostu niedaleko naszej mariny. Kiedy harbour master holował nas do mariny gawędziliśmy o tym i owym. Ja się go zapytałem ile bedzie kosztować takie holowanie, on mi odpowiedział, że nic, potem chwilkę pośmialiśmy się z jego prób wymówienia mojego nazwiska. Ot, takie pogaduszki, żeby zabić 15 minut. Ale w pewnym momencie on się zapytał:
- A silnik to gdzie ci padł? Pewnie tu, przy pomoście?
- Nie - odpowiedziałem - w wejściu do Cowes.
- To jak żeś tu przypłynął? - zapytał, unosząc ze zdziwieniem brwi.
- Jak to jak - odpowiedziałem - na żaglach. Przecież to jacht żaglowy, nie?
- No dobrze, ale jak dobiłeś do pomostu? Też na żaglach?!
Przez chwilę myślałem, że żartuje. Ale nie, widzę że pyta na poważnie. Kiedy mu odpowiedziałem twierdząco pokręcił tylko głową i powiedział:
- Niewielu miejscowych to jeszcze potrafi. Teraz, jak któryś ma problem z silnikiem, to wołają nas na pomoc jeszcze zanim wejdą do kanału prowadzącego do zatoki.

W pierwszej chwili to poczułem się dumny. Dalej jestem, z tym że po czasie przyszły nie najweselsze refleksje. Pierwsza z nich, dotycząca mnie osobiście była taka, że manewr wyszedł mi tragicznie. Obyło się bez zniszczeń, ale daleko mu było do moich własnych oczekiwań. Ze smutkiem pomyślałem, że "odumiałem" się najprostszych rzeczy.

A druga konkluzja... Zacznę tak: mieszkam w społeczeństwie, które się boi. Wszystkiego, ale najbardziej tego, że straci to status quo jakie ma. Jego obywatele są w stanie oddać naprawdę dużo, w zamian za to coś, co nazywają bezpieczeństwem. Dużo pieniędzy, dużo wolności... Czasami sobie myślę, że część z nich naprawdę wolałaby mieszkać w Matrixie. Ale najgorsze jest to, że ten strach połączony jest z wszechogarniającym pędem do tego, żeby ich życie było jak najbardziej przyjemne i bezproblemowe. Połączenie tych dwóch rzeczy sprawia, że odechciewa im "się chcieć". Są wystarczająco bogaci, żeby zapłacić innym za to, żeby się o nich martwili. A wrodzone lenistwo sprawia, że nie są zainteresowani w pogłębianiu wiedzy. Nawet więcej - oni nie są zainteresowani w posiadaniu jakiejkolwiek wiedzy, bo nie ma takiej potrzeby.

Przykład będzie drogowy bo tam spędzam najwięcej czasu i mam ogromne pole do obserwacji. Wyobraźcie sobie skrzyżowanie ze światłami. Do skrzyżowania dochodzi dwupasmowa ulica. Na czerwonym świetle wszystkie samochody stają na wolniejszym pasie, tym od strony krawężnika. Może co dziesiąty (raczej co piętnasty) stanie na tym drugim. Dlaczego tak się dzieje? Bo oni się boją tego co będzie za skrzyżowaniem. Boją się tego, że będą musieli się zmiksować bo za światłami będzie jeden pas. Boją się tego, że nie wjadą między inne samochody, że będą musieli ocenić sytuację za pomocą lusterek, że będą musieli obejrzeć się za siebie a wtedy oderwą oczy od drogi przed samochodem. Boją się!!! I dlatego stoją w jednym rzędzie, czekając czasami i dwa cykle świateł, żeby przejechać na drugą stronę. A jeśli zwykłe zmiksowanie dwóch pasów za skrzyżowaniem jest takim problemem to jak potężną traumą musi być wjechanie na autostradę?! O wyprzedzaniu na zwykłej jednopasmowej drodze nie wspominam bo Anglicy już tego nie robią. A ten strach sprawia, że gotowi są na wiele wyrzeczeń byle nie musieli się bać. Oczywiście większości nie stać na własnych szoferów, ale rekompensują sobie to w inny sposób. Na przykład wykupując road assistance. Przynajmniej w razie awarii ktoś się nimi zajmie. Dla niewtajemniczonych: road assistance to usługa polegająca na tym, że w zamian za miesięczny abonament mamy pewność, że w razie awarii na drodze ktoś po nas przyjedzie i, albo naprawi samochód na miejscu, albo odholuje nas do domu. To teraz zadam wam pytanie: Ile razy rozkraczył wam się samochód na drodze? Mnie raz. Nie liczę sławetnego weekendu sprzed paru miesięcy. To był wyjątek w skali globu. A to znaczy, że większość Anglików płaci niemałe pieniądze za usługę, której nigdy nie będą potrzebować. A najczęstszym powodem wzywania pomocy jest brak paliwa. Problem w tym, że żadna z firm nie oferuje dostarczania paliwa w ramach abonamentu. Więcej, najczęściej kasują wtedy jakieś 5 funtów za litr (normalna cena w tej chwili - 1.32 funta).

No dobra, ale po co ja o tym przynudzam. Ok, wracamy na nasze podwórko czyli na wodę. Na Solencie są dwie firmy oferujące usługę podobną do road assistance tylko na wodzie. Tak, to nie żart. Za miesięczny abonament ktoś przypłynie na nasze wezwanie i uruchomi nam silnik. Mam pewność, że za jakiś czas (usługa jest dość nowa) większość lokalnych armatorów będzie miała wykupiony boat assistance. Tym smutniej się robi kiedy uświadomimy sobie to, że zgodnie ze statystykami, tylko 12% jachtów w UK pływa więcej niż tydzień po morzu. Resztę czasu stoi w porcie.

Po co ja o tym wszystkim piszę? Bo sternik z tego holowanego jachtu z poprzedniego postu nie poczuwał się do obowiązku zadbania o własny jacht. Ktoś po niego przypłyną i od teraz to jest sprawa tego ktosia, żebym ja bezpiecznie dotarł do portu. A że jego jacht wygląda ja wojskowy burdel?! A kogo to obchodzi!!! Była awaria, wezwałem pomoc, pomoc przypłynęła i zajęła się mną. Smaczku sytuacji dodaje fakt, że za tą pomoc nie zapłacił. Facet nie miał w sobie nawet odrobiny tej dumy, która powoduje, że inni przynajmniej starają się zapanować nad sytuacją. A nie miał tej dumy, bo w jego społeczeństwie już jej nie ma.

Inny przykład. Słyszałem rozmowę Coast Guardu z jachtem wzywającym pomocy. Skiper jachtu podał orientacyjną pozycję "dokładnie na południe od Chichister". A potem podał z plottera dokładną pozycję. Za chwilę słyszę jak babka w Coast Guardzie prosi skipera, żeby jeszcze raz sprawdził pozycję, bo jej się wydaje, że podał jej waypoint. A ten baran dalej swoje. Czyli nie było to chwilowy błąd ale zupełnie porażająca niewiedza. Bardzo niebezpieczna niewiedza, za którą jego załoga mogła zapłacić życiem.

A dla Harbour Mastera w mojej zatoce, podejście na żaglach do pomostu jest wyczynem, na który stać tylko niewielu. Smutno mi się robi. Kiedy jechałem do Anglii w głowie miałem tylko: Royal Navy, kolebka jachtingu, Blyth, Knox-Jonston, Royal Yacht Association, Yachtmaster i takie tam. A prawda jest taka, że niewiele wiedzący koleś z jakiegoś bałtyckiego kraju, bije na głowę wiedzą fachową parę setek miejscowych skiperów. Problem jest taki, że ten koleś ma naprawdę niewielką wiedzę. No, trochę się droczę :))

A żeby nie było tak markotno to powiem, że po pierwsze to nie wszyscy Anglicy żeglujący po Solencie są tacy beznadziejni. Większość tak, ale są wyjątki. I specjalnie piszę "po Solencie" bo podejrzewam, że w innych miejscach tego kraju jest zupełnie odwrotnie. Jasna cholera! Mam nadzieję, że jest odwrotnie. I kiedyś to na pewno sprawdzę. A po drugie to podejrzewam, że w innych bogatych krajach sytuacja niewiele się różni. I to też kiedyś sprawdzę.

10 comments:

  1. Na drodze rozwoju żeglarskiej osobowości jest taki etap, kiedy zauważamy błędy i niedociągnięcia w sztuce u innych. Zaraz potem następny etap, kiedy nas to irytuje. To dobrze, bo znaczy, że się rozwijamy...
    Trudno porównywać sytuację w UK z naszą. Jest ich 60 mln i mają tyle jachtów, że nikt dokładnie nie wie ile, bo nie trzeba ich rejestrować, jeśli nie opuszcza się wód wokół wysp. Co więcej każdy chłopek roztropek może sobie łajbę kupić i zacząć przygodę z żeglowaniem. Zacząć może metodą prób i błędów. Czytałem o takim, którego ratowano 7 razy w ciągu 2 lat...
    W tej ogromnej masie żeglarzy jest co najmniej taka rozpiętość umiejętności jak rozpiętość majątkowa w angielskim społeczeństwie: jeszcze na początku XX wieku 95% majątku należało do 5% społeczności. Nie dziwmy się, że nasz żeglarz jachtowy po 2 tygodniach kursu u zdanym egzaminie wypada całkiem nieźle na tle tego żeglarskiego plebsu. Masowość i dobrowolność obniża poziom, ale nadal wśród brytoli i franców, znajdziemy najlepszych żeglarzy świata, bo przekroczenie pewnego poziomu możliwe jest po osiągnięciu pewnej masy krytycznej. My ze swoją elitarnością patentowanych żeglarzy pozostajemy zaściankiem...

    A z refleksji drogowych: w UK nauczyłem się jeździć wolno, po "dziadkowemu" i... bardzo sobie to chwalę.
    Lubię twoje filozowanie ;-)

    Silnych wiatrów!
    KB

    ReplyDelete
  2. Leszku,

    Chcialbym Ci pogratulowac! Jestem pod duzym wrazeniem! Udalalo Ci sie poznac wszystkich Anglikow, przenalizowac kraj do stopnie gdzie mozesz smialo pisac o wszystkich. To duzo wg mnie, naprawde!

    Ja zawsze staram sie sprzeciwiac generalizacji, nie lubie gdy ktos mowi, ze kazdy Polak to pijak a pijak to zlodziej itd. No ale moze ja nie mam tak szerkiej zdolnosci poznawania jak Ty!

    Naprawde myslisz, ze nikt w UK juz nie umie podchodzic na zaglach? Wejdz na jakiekolwiek forum zeglarskie, poczytaj co goscie robia, jak podchodza. Jak wiele portow i zatok juz zwiedziles w UK? Ich sa tysiace! Jasne, ze sie nie da wejsc do mariny na zaglach bo dzisiaj jest juz ciasno, jest duzy ruch, jest prad i tak jest bezpieczniej. No ale my Polacy potrafimy – przypominam Ci Twoja opwiesc jak pod bialo czerwona bandera lamaliscie wszystkie przepisy i zasady przy wejsciu ro Portsmouth – ro byla doprawdy dobra praktyka morska. I co – teraz ktos powie, ze wszyscy Polacy tak robia? Chcialbys?

    Piszesz o tych baranach, ktorzy tu plywac nie potrafa. Ja plywalem tu ze wspanialymi zeglarzami i skiperami, regatowalem sie z nimi – troche siara im powiedziec, ze nie wiedza co to dobra praktyka morska. Penwie nie wiedza ale plywac potrafia.

    Najbardziej boli mnie, ze my Polacy nie potrafimy sie z tej komuny wyzwolic, przeszkadza nam, ze ktos ma inaczej. Tutaj kazdy moze plywac, kupic lodke, zaplacic skladke na ubezpieczenie i RNLI i smigac. Pewnie ze nie umie na poczatku, ze sie boi ale probuje. Jak mu cos nie wyjdzie to zadzwoni po cost guard. Ja tez dzwonilem – teraz przynajmniejw iem jakim jestem slabym zeglarzem. Bo wialo, bo padl silnik, bo mialem dwojke chorych dzieci. Jasne, ze moglem rozwinac foka i dojsc gdzie. No i jak typowy idiota zglosilem pan pan i zostalem odstawiony przez sympatycznych i fajnych gosci do mariny. I mi sie to podoba!!!! Ty pewnie wolisz system gdzie jest obowiazkowe szkolenie, patenty, karta plywacka, karta rowerowa, karta Taternika itp.

    Nie rozumiem tylko czemu Ty sie chlopie tak tutaj w tym beznadziejnym kraju i spoleczenstwie katujesz? No wroc do domu, postaw lodke w PL, utrzymaja ja za Polska wyplate w Polskiej marinie, dojedz nad morze po Polskich drogach wyprzedzajac na trzeciego. A jak Ci sie auto rozkraczy to bron Boze nie ubezpieczaj tylko pchaj. No bo jak sie w PL ubezpieczysz to tez niekoniecznie dostaniesz po tygodniu czek z kasa (tu tak jest, wiem bo dostalem).

    Masz problem, ze lodki stoja w portach – przynajmniej maja porty i lodki. I chce im sie! Nie siedza tylko w domu, przed telewizorem tylko probuja. Maja lodki po dziadkach, rodzicach – czasami plywaja. Maja dzieci to maja przerwy – normalne ludzkie zycie, musza placic kredyty, maja wakacje, prace – no takie jest niestety zycie!

    Cdn Michal

    ReplyDelete
  3. Ciąg dalszy

    Nie podoba Ci sie, ze sa bogaci? Ze sie ubezpieczaja? Ze lubia zyc wygodnie? Znowu pytam – po co tu siedzisz? Ja lubie miec dobre drogi, moc sie ubezpieczyc, wiedziec, ze nie dostane mandatu za przejscie na czerwonym swietle i za jazde na rowerze po piwie nie zabiora mi prawa jazdy a na stadionie nie urwa mi glowy. To gdzie ten totalitaryzm?

    Naprawde uwazasz, ze wszyscy Anglic to nieduczone matoly? Piszesz: „A wrodzone lenistwo sprawia, że nie są zainteresowani w pogłębianiu wiedzy. Nawet więcej - oni nie są zainteresowani w posiadaniu jakiejkolwiek wiedzy, bo nie ma takiej potrzeby.” Zastanow sie – obrazasz kupe ludzi! Juz nawet nie chce mi sie podawac przykladow. A moze to kwestia Leszk srodowiska Anglikow w ktorym sie obrasasz? Gwarantuje Ci, ze znam paru Polakow, ktorzy nie przeczytali zadnej ksiazki ale znam tez doktorow i naukowcow. Moze sa tez w UK?

    Znam wspanialych ludzi w PL i w UK, i tu i tam robilem kupe fajnych rzeczy od chodzenia po jaskiniach, nurkowania, rajdow, zeglarstwa i wspinaczki po motory. I wiesz co, Ci co najwiecej robia jakos najmniej narzekaja i komentuja. Kiedys siedzielismy 500m pod ziemia w blocie i jak dzielilismy sie wlasnie z Angolami i Walijczykami ostatnimi batonami to nikt nikomu kraju nie wypominal. I co, Ty piszesz, ze oni wszyscy sa be? Pracuje z ludzmi z 15 panstw w zespole i nigdy nie pokusilbym sie o mowienie o Anglikach, o Niemcach o Polakach.

    Wiecej pokory!!!

    A jak tu jest tak totalitarnie, ludzie tacy przerazeni, nie potrafia jezdzic to sie bracie pakuj poki Cie ktos nie rozjedzie albo staranuje na wodzie [Symbol]

    Leszku, jak bardzo Cie lubie to przerazaja mnie tak szowinistyczne teksty jadace po calych krajach!

    Pozdro i do zobaczenia na wodzie, przy gitarze i piwku.

    Michal

    ReplyDelete
  4. Michał

    Po pierwsze, żeby była jasność dla innych, którzy to czytają.

    Napisałeś: "przypominam Ci Twoja opwiesc jak pod bialo czerwona bandera lamaliscie wszystkie przepisy i zasady przy wejsciu ro Portsmouth – ro byla doprawdy dobra praktyka morska".

    Chcę,żeby było jasne: NIE JA BYŁEM SKIPEREM TEGO JACHTU. I zszedłem z pokładu dwa dni później rezygnując tym samym w starcie w AZAB, jednej z największych żeglarskich imprez świata. Mam swoje zasady i mam nadzieję, że ich nigdy nie zaprzedam.

    Po drugie - muszę popracować nad stylem bo wydawało mi się, że próbuję powiedzieć jak mi smutno, że moje idealistyczne spojrzenie na angielskie żeglarstwo ściera się z rzeczywistością.

    A po trzecie - Jeśli według ciebie ja generalizuję to co ty robisz? Wszystkie, absolutnie wszystkie twoje argumenty mające bronić angielskiego systemu i deprecjonować moje na niego spojrzenie są jak żywcem wycięte z jakiej pyskówki na forum onet.pl :))) Myślałem, że mnie trochę lepiej znasz.

    A swoją drogą to zdziwiłbym się gdyby ten post ci się spodobał :))

    Masz wykupiony road assistance? :))

    Do następnego starcia...

    ReplyDelete
  5. Leszek,

    Opisujesz w swoim poscie upadek praktyki zeglarskej na podstawie zle zrolowanego foka na holowanej przez coast guard lodce. Ja podaje przyklad, ze pod Polska bandera tez potrafia plywac rozni ludzie. Tyle i tylko tyle. Nie ma sensu zadne generalizowanie.

    Plywam w UK od paru lat, jakos moje idealy nie updaly - wiekszosc z tych ktorych spotkalem na wodzie to normalni ludzie. W biedzie pomoga, poratuja, plywaja lepiej lub gorzej. Jest ich tysiace jak sam wiesz wiec nie oczekuj, ze w takiej liczbie beda sami ludzie pokroju Ellen MacArthur.

    Dyskutowac to mozna ale po co wycieczki osobiste w stylu onetu? Jakie moje argumenty Ci sie nie podobaja? Ze nie ocenia sie narodu na podstawie paru jednostek?

    W ktorym miejscu bronie Angielskiego systemu? Ze mi sie podoba wolnosc w zeglarstwie? No podoba mi sie i bede jej bronil - o ta sama wolnosc walcza zeglarze w PL. Ze lubie dobre drogi i to, ze ludzi stac na zeglarstwo - no to mi sie tez podoba, przyznaje sie bez bicia. Mamy wolnosc i ludzie glosuja nogami - to, ze tu jestes to Twoj glos za tym systemem. I zadne marudzenie tego nie zmieni. Nie podoba mi sie tutaj wiele rzeczy tak samo jak w kazdym kraju ale mamy wolny wybor. Nobody's perfect!

    Assistance mam, mialem tez w PL od kiedy mialem pierwszy samochod, wiele lat temu - nie wiem czemu Cie dziwi? Smieszy Cie to?

    Daje sobie Leszek spokoj z tymi dyskusjami bo Ty masz wizje swiata, swiat chcesz zmieniac i oceniac i to jest pewnie super. Ja sobie zyje na mniejsza skale w tym swiecie. Widze rozne kolory, nie tylko bialy i czarny.

    Zycze wiecej optymizmu w zyciu!

    Pozdrawiam i oddaje zwyciestwo walkowerem.

    Michal

    ReplyDelete
  6. Michał

    Wytrząsam się tu nad Anglią bo nad czym mam się wytrząsać, nad Zanzibarem? To tu mieszkam i opisuję to, co mnie wkurza tu, a nie na Zanzibarze. Nie mieszkałem w np: Holandii ale podejrzewam, że tam jest jeszcze gorzej.

    Kiedy wspomniałem o Onecie to nie była osobista wycieczka. Wejdź na forum i otwórz dyskusję (wielkie słowo) pod dowolnym tematem dotyczącym emigracji. Ja piszę o tym co mi się nie podoba w miejscu, w którym mieszkam a ty każesz mi się pakować i spadać do tej zaściankowej Polski. A wiesz co? A ja tu zostanę :)) Bo mnie się tu podoba.

    Nie oceniam narodu na podstawie paru jednostek. W mojej marine stoi ok.200 jachtów a pływa nie więcej niż dwadzieścia. A o angielskich drogach i angielskich kierowcach na pewno wiem więcej od ciebie. I mogę ci powiedzieć jedno: ani jedno, ani drugie nie jest dobre. 10% jest świetne a reszta ledwo trzyma poziom.

    Mieszkam w Anglii nie dlatego, że podoba mi się ich bogactwo czy system. Mieszkam tu dlatego, że podjąłem w życiu parę złych wyborów. Czasami lepiej zacząć wszystko od nowa w nowym miejscu. Większość moich znajomych w Polsce, znajomych i przyjaciół, którzy nie popełnili moich błędów "przędzie" lepiej niż dobrze.

    Nie staram się zmieniać tego świata - on na to nie zasługuje. A z argumentem, że widzę świat na czarno-biało absolutnie się nie zgadzam. Powiem więcej: wydaje mi się, że to twoje podejście jest takie. Z tego co piszesz wynika, że albo mam kochać ten kraj, albo z niego spadać. A jak mam kochać to nie wolno mi się źle o nim wyrażać. A mnie się wydaje, że dosyć dobrze równoważę opinie. Wróć do posta i przeczytaj ostatni akapit. Poza tym, to miał być post marudzący a nie czołobitny. Ale takie też będą, obiecuję ci.

    A moim assistance jest wiedza, dwie ręce i znajomi. I tak, śmieszy mnie to, Śmieszy mnie płacenie za coś, czego nie potrzebuję. Ale rozumiem ludzi, którzy gotowi są zapłacić komuś za to, żeby się nie bać, że znajdą się opuszczeni i bezradni na poboczu autostrady. Z tym, że nie wymagaj ode mnie, żebym taką postawę pochwalał.

    A, i jeszcze jedno. Ty piszesz o wolności w żeglarstwie, dobrych drogach i tych wszystkich ułatwieniach. To są sprawy techniczne. Ja piszę o mentalności. Bo mentalnie to społeczeństwo jest bardziej zniewolone niż Polacy za komuny. Na szczęście mamy wolność poruszania się te 20% wolnych Anglików może znaleźć sobie miejsce dla siebie.

    Wiesz co? Ta nasza dyskusja zaczyna przypominać rozmowę Boba Marleya z Warrenem Buffettem :)))

    Proponuję przenieść tą dyskusję na grunt prywatny. I nie ma żadnego walkowera, mój drogi. Na śmierć i życie będzie. Szykuj się :))

    Leszek

    ReplyDelete
  7. Leszku,

    Nigdzie nie napisalem, ze mi sie w Anglii wszystko podoba - jest tu wiele rzeczy ktorych nie lubie i bardzo chetnie bede o nich czytal i dyskutowal. Na tym to przeciez polega! Nie spodobalo mi sie tylko generalizowanie. Nie mozna pisac, ze wszyscy Anglicy sa tacy lub owacy.

    Jasne ze system oswiaty jest do bani, zasilki nie mobilizuja do pracy, wielu woli siedziec niz cos robic. No ale to nie sa wszystcy :)

    Dodaj ten jeden maly szczegol i jus sie nie czepiam!

    Piszesz bloga wiec jak rozumiem oczekujesz dyskusji a nie tylko akceptacji a ja bardzo lubie sobie podyskutowac.

    Serdeczne pozdrowionka!
    Michal

    ReplyDelete
  8. Leszku,
    Wiesz, co do analogii samochodowych... Ja wiem, ile Ty czasu spędzasz na drodze. Ale nie znasz powodów. To nie jest tak, że stoją na wolnym pasie bo się boją co będzie za skrzyżowaniem. Stoją tam, bo tak są nauczeni. Podobnie z wyprzedzaniem - jeden z najniebezpieczniejszych drogowych manewrów - i zwykle w wyuczonym "hazard perception" zawsze znajdzie się coś przeciwko.

    Wiesz, że sama jeżdżę równie dużo. Do niedawna też mnie to drażniło, choć bardzo ułatwiała życie ta przewidywalność :) Od niedawna, jak widzę drugą stronę - ucząc się jak ich uczyć jeździć - drażni coraz mniej. Bo rozumiem, skąd się bierze. Oni tak uczyli się jeździć i nigdy nie jeździli inaczej. Po prostu - inaczej.

    W każdy czwartek przypominam sobie, jak bardzo inaczej. Ciekawe, czy ten drugi egzamin zdam? :)

    Pozdrawiam, Monika

    ReplyDelete
  9. Michał, zaraz mnie wkurzysz :)) Czy za każdym razem kiedy będą chciał sobie pomarudzić muszę najpierw zamieścić linki do wszystkich moich postów, w których piszę co mi się w Anglii podoba? Już ci napisałem, że myślałem, że lepiej mnie znasz. Naprawdę uważasz, że jestem aż tak arogancki, żeby nie dopuszczać choć myśli, że jednak jest w tym kraju paru normalnych ludzi?

    Monia, ja też w tym kraju zdawałem prawo jazdy. I nikt mnie nie uczył tego, żeby zostawiać prawy pas wolny albo żeby nie wyprzedzać. A wręcz odwrotnie - wszyscy instruktorzy kładli nacisk, żeby jeździć jak najpłynniej.
    Teraz twoja kolej w sztafecie. Mam nadzieję, że na egzaminach pójdzie ok. Jeśli będziesz ich uczyć JEŹDZIĆ a nie jak zdać egzamin to będę twoim fanem.
    Zgadzam się, że oni są nauczeni porządku np: tego, żeby ustawiać się w kolejce. Wystarczy pojechać na Victorię do Londynu i zobaczyć jaka jest różnica w zachowaniu pasażerów autobusu do Polski i do Bristolu. Oba autobusy stoją obok siebie więc łatwo porównać. Niestety przykład podany przez mnie w poście pod to nie podpada. Boją się i to panicznie!!! A dlaczego? Bo nie wiedzą co zrobić. Zapytaj każdego swojego przyszłego kursanta o to, co znaczą podstawowe znaki, jaki jest national speed limit na autostradzie. Odpowiem ci: 30% myśli, że limit jest 60 mil, 80%(sic!) nie wie co znaczy znak ograniczenia szerokości do 6,6 stopy itd. Mógłbym tak długo. Ten naród głupieje w zastraszającym tempie i wcale mnie to nie cieszy. Na szczęście paru mądrych zawsze zostanie i mam nadzieje, że to z nimi przyjdzie mi skrzyżować ścieżki.

    ReplyDelete
  10. I tym optymistycznym akcentem należy temat zakończyć... :)

    Ja wcale nie mówię, że każdy tak uczy... Tylko weź wytłumacz komuś średniorozgarniętemu, że ok, w Highway Code jest, że ma "powinien" po prawej, ale jak są dwa to może też na lewym, skoro jest TEŻ na wprost. "powinien" traktuje się jak biblijne musi i tyle :) Dopiero jak to opanuje, to można wprowadzać pełną płynność, ale to już mój poziom (drugi egzamin to głównie to, tylko dużo trudniej i w zgodzie z wytycznymi DSA)

    A jak jadę po autostradzie, to uważam że pozostałe 70 procent uważa, że limit jest 100 mil :)

    Miłego szukania tych mądrych, oby jak najwięcej po drodze ;)

    Moniia

    ReplyDelete

Kochani!!! Podpisujcie się chociaż imieniem!
Niech wiem, kto do mnie pisze!
Bo włączę opcję z koniecznością rejestracji...